SZKIEŁKO I OKO
(tekst napisany i opublikowany w ramach konkursu Fuji Film Polska z 2011 r.)
„Czucie
i wiara silniej mówi do mnie
niż
mędrca szkiełko i oko.”
/Adam
Mickiewicz/
Pamiętam, kiedy po raz
pierwszy wzięłam aparat do ręki. Sądziłam, że wystarczy przystawić "szkiełko" do
oka. Wydawało mi się wtedy, że optymalne jest użycie programu auto i ustawienie kolorów chromatycznych tak, by uzyskać mocniejsze nasycenie dla zdjęć
kolorowych. O zdjęciach czarno-białych nawet wtedy nie myślałam. Mając do
dyspozycji dużą kartę pamięci fotografowałam dużo i wszędzie, co nie znaczy, że
dobrze i z sensem. Kiedy z perspektywy czasu oglądam te zdjęcia to pojawia się na mojej twarzy pobłażliwy
uśmiech. Ale jedno wiem na pewno – takie początki były mi
potrzebne. Zresztą nie mam wątpliwości, że choć robione przeze mnie obecnie zdjęcia są
dużo lepsze, niż te pierwsze nieudolne i naiwne foty, to i na nie spojrzę za jakiś czas z
przymrużeniem oka.
Ze
zwykłego traktowania aparatu jako medium zapisującego kolejne wakacje albo inne
równie ważkie okoliczności, przeszłam do tego, że aparat stał się dla mnie
nagle instrumentem wyrażania siebie i zgłębiania istoty rzeczywistości.
Wakacyjne widoki, pstrykane niemal w sekwencji ujęć seryjnych, zastąpiłam zdjęciami, które wyrażają coś więcej. Zdobyłam
się na odwagę i zaczęłam fotografować ludzi. Stało się tak jednak dlatego, że
zaczęłam ich widzieć. A zaczęłam ich widzieć, ponieważ wyszłam poza orientację wyłącznie na swoje ja.
Było to możliwe przez zmianę perspektywy patrzenia na samą siebie. Kiedy
spojrzałam na siebie z większą tolerancją i ciekawością taką tolerancję i ciekawość poczułam też do
innych. I niewątpliwie pomógł mi w tym aparat, którym zaczęłam robić sobie kolejne
autoportrety, używając cudownej funkcji samowyzwalacza. Zobaczyłam wtedy siebie
w nowym świetle.
z
Sztuka poznania innych
nie jest jednak łatwa. To, że zna się siebie nie oznacza, że do innych można zastosować ten sam szablon poznania. Każdy ma swoją
indywidualność do której dochodzi się w inny sposób. Fotografowanie ludzi
wymaga przekroczenia bariery, którą podświadomie wszyscy wytwarzamy w kontakcie
ze światem. Oznacza to, że chcąc fotografować drugiego człowieka musimy wpierw
usunąć barierę pojawiającą się w nas samych, w związku z konfrontacją z danym człowiekiem, np. dotyczącą tego, że klasyfikujemy
nasz „obiekt” jako trudny, a następnie przystępujemy do niwelowania bariery
tego drugiego człowieka.
Zasadniczą barierą dla
większości z nas jest jakakolwiek próba kontaktu z obiektywem. Nie bardzo akceptujemy siebie. Czasem wręcz
siebie nie lubimy. Mamy problem z własną fizycznością. Niską samoocenę. I
właśnie wtedy pcha się do nas ktoś z aparatem. A aparat przecież widzi. Więc
trzeba uciec.
Jak zatrzymać takiego
delikwenta? Jak go zachęcić, żeby nie tylko został, ale żeby się otworzył? Bo
co z tego, że zostanie i będzie usztywniony przez cały czas wykonywania sesji
zdjęciowej.
Żeby dotrzeć do drugiego
człowieka trzeba otworzyć siebie. Zrzucić kurtynę wyuczonej autoprezentacji i
pokazać swoje prawdziwe człowieczeństwo wraz ze wszystkimi ułomnościami. Wtedy
człowiek po drugiej stronie widzi, że ma do czynienia z kimś, kto czuje i
przeżywa tak, jak on. Przestaje widzieć „mędrca szkiełko i oko”. Dostaje bowiem po drugiej
stronie istotę podobną w swych obawach i namiętnościach do siebie, a jedyna
różnica jest taka, że ta istota ma w ręku aparat.
z
W procesie
fotografowania ludzi chodzi o to, żeby zrównać ze sobą obie strony tego procesu
twórczego. A zatem fotograf nie może okazać swojemu modelowi, że jest panem
sytuacji, bo dzierży w ręku aparat. Należy pamiętać o tym, że to model jest
właścicielem pewnego fizycznego wizerunku, bez którego nic nie zrobimy nawet z
tak silnym atrybutem, jakim jest aparat fotograficzny zapisujący wycinek
rzeczywistości. Ważne jest zatem obopólne poddanie się procesowi
fotografowania. Fotograf poddaje się modelowi, a model fotografowi. Wtedy tylko
możliwe jest uzyskanie optymalnego efektu.
Najwyższej klasy
umiejętności techniczne są niczym, jeśli fotografując innych ludzi nie
potrafimy wykrzesać z siebie choćby elementarnych umiejętności społecznych. Bo
w fotografii technika to jedno, a czucie to drugie. W moim przekonaniu dobry
fotograf to taki, który traktuje te składowe w sposób komplementarny. Każda z
nich jest równie ważna. Dlatego moim zamiarem jest nieustanny rozwój obu tych
umiejętności.
Dla mnie, w ludziach,
których fotografuję, jest zaklęta jakaś głęboka prawda. Każda ludzka twarz to
inna historia. Nie trudno mi zatem zgodzić się z łacińskim powiedzeniem, które mówi, że „twarz jest obrazem duszy”. Jednak żeby dotrzeć do duszy trzeba
umieć dotrzeć do twarzy, która nie przywdziewa maski, lecz mówi prawdę o człowieku. Zaś by to
uczynić trzeba zdjąć własną maskę. A to wymaga odwagi.